poniedziałek, 3 listopada 2014

Kup nasz lek, bo... umrzesz!

Kup nasz lek, bo... umrzesz!
- czyli Big Pharma a przysięga Hipokratesa.

Nie zastanawialiście się kiedyś, dlaczego każda reklama leków wygląda prawie tak samo? Na początku reklamy pokazywani są smutni, przygnębieni ludzie w czarno-białym środowisku. Potem jakaś wizualizacja leku i towarzyszące mu korzystne epitety. Najlepiej jeszcze, gdy choroba jest pokazana za pomocą grafiki komputerowej jako coś złego i strasznego, a lek to nasz superbohater.

Na koniec radość i ulga, wszystkie udręki choroby znikają w mgnieniu oka, świat jest kolorowy, a my żyjemy długo i szczęśliwie. Oczywiście każda reklama kończy się ostrzeżeniem, że reklamowany produkt jest bezpieczny, tylko jeśli będzie użyty zgodnie z celem. Co też nie jest do końca prawdą, bo gdy już zdecydujemy się na zakup to wewnątrz każdego opakowania znajdziemy listę możliwych skutków ubocznych. Chciałoby się powiedzieć, co to za lek skoro może zaszkodzić? Wiem, czepiam się, przecież szansa na wystąpienie niepożądanych skutków jest mizerna, ale jednak jest. A może to tylko takie zabezpieczenie prawne, żeby w razie czego, jak ktoś użyje kropli do nosa do ucha i nie wyzdrowieje, to producent nie pójdzie z torbami?

Każdy z was na pewno słyszał kiedyś o antydepresancie pod nazwą „Prozac”. Wiąże się z nim ciekawa historia, otóż kiedy skończył się na niego patent firma Eli Lilly straciła swój najlepiej sprzedający się produkt. Dlaczego utrata patentu na jakikolwiek lek jest tak istotna, bo oznacza to, że teraz każdy może korzystać z wcześniej chronionego patentem przepisu, składników, itp. do własnej produkcji i czerpać z tego tytułu zyski. Z pomocą przyszła najnowsza choroba w tamtym okresie, czyli PMDD (Premenstrual Dysphoric Disorder, czyli ciężki przypadek zespołu napięcia przedmiesiączkowego znanego jako PMS). Zmieniono opakowanie, nazwę i kolor tabletki i tak oto leczący depresję Prozac opatentowano jako Sarafem, lek na PMDD. Parafrazując powiedzenie, co Cię nie zabije, to nam wzmocni konta. Jeśli chodzi o antydepresanty i choroby psychiczne to czubek góry lodowej, więc polecam film, produkcja amerykańska, więc może wydawać się trochę podkolorowany, nie każdy przepada za sensacyjną narracją w filmach dokumentalnych, ale od czegoś trzeba zacząć. W zeszłym roku pojawił się głośny skandal w Chinach. Znana firma GlaxoSmithKline została skazana na ok. 490 milionów dolarów grzywny, a szefów chińskiego oddziału na kilka lat więzienia w zawieszeniu. To wszystko za przekupstwa lekarzy, aby Ci oferowali chorym tylko leki firmy GSK. Inny przykład, tzw. „sprawa Bextra” dotycząca nielegalnego marketingu (tutaj sprzedaży niezgodnej z przeznaczeniem produktu) leku Bextra i kilku innych przez firmę Pfizer, kolejnego giganta rynku. Część procesu dotycząca leku Geodon została zakończona szybciej. Pfizer, nie przyznając się do winy, poszedł na ugodę i zapłacił 301 milionów dolarów. Ostatecznie firma przegrała proces i musiała zapłacić 2,3 miliarda dolarów kary.

Właśnie minął październik znany jako miesiąc walki z rakiem piersi. Wszyscy kojarzą różowe wstążeczki, ale czy ktoś zastanawiał się skąd się to wzięło, kto wpadł na taki pomysł? Pewnie jacyś społeczni aktywiści, albo kto tam się tym zajmuje? W takich przypadkach zawsze polegam na klasyku kinematografii „Wszyscy ludzie prezydenta” i frazie: „Follow the Money”, czyli „Podążaj za pieniędzmi”, dzięki czemu natknąłem się na artykuł.
Okazuje się, że inicjatorem akcji była firma ICI (Imperial Chemical Industries), dzisiaj znana jako koncerny AkzoNobel i AstroZeneca, która jest jedną z największych firm farmaceutycznych na świecie. Co w tym nadzwyczajnego? Otóż w 1996 roku fabryka ICI w stanie Ohio otrzymała niechlubny tytuł trzeciego co do wielkości źródła zanieczyszczeń w Ameryce, wypuszczając 24 tony substancji uznanych za rakotwórcze. AstroZeneca jest twórcą leku Tamoxifen zapobiegającemu rakowi piersi. Jednak jak się potem okazało m.in. aż o 440% zwiększał ryzyko raka w nieleczonej piersi (sic!). Mi to wygląda na konflikt interesów, a może jest to idealne połączenie i złoty model biznesowy.

Podsumujmy szybko, koncerny farmaceutyczne sprzedawały swoje leki, stosując nielegalne praktyki, oszukując i korumpując lekarzy oraz FDA (Food & Drug Administration, komisja w USA, która dopuszcza, bądź nie, produkty spożywcze i leki do sprzedaży). Zanieczyszczają środowisko, a dla poprawy wizerunku zajmują się filantropią. Dlaczego? Przemysł farmaceutyczny to jedna z najbardziej dochodowych gałęzi przemysłu na świecie, a do tego z tendencją wzrostową. Rok 2014 ma przynieść bilion dolarów dochodu, a za trzy lata podskoczyć o kolejne 20%. Dla porównania w 2007 roku przemysł petrochemiczny osiągnął dochód 1,7 biliona dolarów, więc nadal jest daleko z przodu, ale jemu nie wróży się świetlanej przyszłości, a przynajmniej części paliwowej. Oczywiście to tylko ogólne statystyki, a przecież tych pieniędzy nikt nie chowa do kieszeni, są przeznaczane na rozwój i badania, czy marketing. Przykłady jakości tego marketingu widzieliśmy powyżej, gdzie miliony dolarów odszkodowania to ryzyko wliczone w budżet. Czy to odpowiada na wyżej postawione pytanie, dlaczego? Moim zdaniem tak, niepohamowana potrzeba zysków na rynku, gdzie nie można się zatrzymać, bo bardziej agresywna firma wyprze twoją.
A gdzie jest tu miejsce dla chorych, zwykłych ludzi?
Nie ma.

Gdzie leży granica między lekami dla dobra ludzi, a chęcią jak największych zysków? Czy te cele w ogóle mogą współistnieć?
Raczej nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz